8xO z Wojtkiem Eichelbergerem w Tychach
Marzec 18, 2019
KAMPANIA SPOŁECZNA – NIE WOŻĘ DZIECKA
Marzec 19, 2019

Niezawiązana więź z dzieckiem

Podstawową funkcją Internetu była komunikacja i dostęp do wiedzy. 

Celem było ułatwienie realizacji zadań w życiu dorosłego człowieka, głównie zawodowych. Było to około 20 – 30 lat temu. Internet stworzył nam – dzisiaj już można powiedzieć – nieograniczone możliwości penetrowania świata, poznawania siebie, innych, szukania odpowiedzi na każde pytanie. Ponieważ funkcja tego medium była dość praktyczna, wystarczył nam wówczas aparat, który pozwalał rozmawiać lub pisać między sobą. Korzystając z Internetu, płaciło się za czas. Bardzo szybko funkcja Internetu rozszerzyła się, wkraczając w każdy obszar naszego życia: rodzina, przyjaciele, edukacja, przyroda, sztuka, kuchnia, pasje ale też pornografia, uzależnienia, szereg aktywności destrukcyjnych.

Weszliśmy w to wszystko bez zbędnych pytań.

To pokazuje siłę naszej wyobraźni, potrzebę zaspokajania swoich potrzeb, a przede wszystkim chęć życia w tzw. komforcie: czyli mieć szybko to, co się chce. Bardzo szybko, my dorośli, zdecydowaliśmy się dać naszym dzieciom dostęp do tego cudownego świata, wyposażając ich w najlepsze narzędzia tj. świetne wielofunkcyjne telefony i komputery czując przy tym wiele zadowolenia. Na początku daliśmy taką możliwość dzieciom dorastającym. Trudno powiedzieć, jak to się stało, że dzisiaj urządzenia te mają w ręce dzieci paroletnie. Jak to się stało, że dzisiaj prawie każde (z małymi wyjątkami) dziecko, korzysta wiele godzin w ciągu dnia z Internetu. Wszyscy, młodzież szczególnie, ma nim swój drugi świat. Ten świat jest lepszy, można się pokazywać takim, jakim chce się być widzianym przez innych. Można być anonimowym, można się swobodnie wypowiadać, można dostać odpowiedź na wiele pytań. Można być w ciągłym kontakcie z tymi, którzy ich rozumieją, można mieć alternatywy.


Coraz częściej zadajemy sobie pytanie: skąd tyle myśli i prób samobójczych wśród młodzieży?

Skąd tyle tych prób udanych? Może jest to jakaś alternatywa, potrzeba bycia w innym świecie do którego jest się już przyzwyczajonym, a które przestaje odpowiadać(?) Myślę, że te sytuacje połączyły się z tym, jak zaczęło żyć nasze pokolenie, 30 – 50 latków. Tak, świat i dla nas dzięki Internetowi stał się bardziej dostępny. Możemy spełniać tak wiele swoich marzeń z okresu trudnych lat 70-tych i 80-tych, kiedy nic nie było. Podjęliśmy studia, kursy, wyposażyliśmy się w różnego rodzaju sprzęt, zaczęliśmy żyć własnym życiem o jakim w dzieciństwie nam się nie śniło. W tym czasie związaliśmy się i zdecydowaliśmy się na dziecko. Pytanie jakie sobie możemy zadać: na co się decydowaliśmy bardziej? Jakie mieliśmy wyobrażenia o swoim życiu rodzinnym? Co wówczas chcieliśmy dać naszym dzieciom? Na pewno lepszy od naszego świat. Czy daliśmy?

Myślę, że za bardzo nie ma czasu, aby to szczególnie analizować i obwiniać się za to, że chcieliśmy lepiej żyć. Trzeba przejrzeć na oczy między jednym a drugim daniem, między jednym a drugim zakrętem na drodze już dzisiaj. Nie możemy powiedzieć naszym dzieciom: Słuchaj, nie miałam wyobrażenia, pomyliłam się, daj mi proszę ten telefon, komputer, już nie będziemy tego używać. To jest praktycznie niemożliwe. Będziemy używać i korzystać z tego. To, co do nas należy, to postawienie sobie poprzeczki dużo wyżej w tym realnym świecie. Mam tu na myśli jakość kontaktu z dzieckiem – budowanie i podtrzymywanie więzi.


Przestańmy chodzić na skróty.

Tak często zapominamy o tym, że to my dorośli jesteśmy dla dziecka, a nie dziecko dla nas. Naszym zadaniem jest służyć dziecku, swojemu, innym. Jak często pamiętamy o tym, że kształtowanie młodych ludzi jest kształtowaniem przyszłości? Jaką chcemy mieć przyszłość? Pełną złośliwości, pogardy, przemocy, nadużywania, wykorzystywania… czy może pełną miłości, radości, troski, szacunku i godności?

Bardzo lubię zdanie, jakie bardzo dawno temu usłyszałam od Wojtka Eichelbergera w kontekście wychowania dzieci. Mówił o tym posługując się metaforą walizki: „Co włożysz, to wyjmiesz”.

Śmiejemy się z naszych dzieci, porównujemy je do innych, mamy albo nadmierne oczekiwania albo bagatelizujemy to, co robią. Stosujemy metody, które z założenia służą rozładowaniu osobistych napięć, pozbawieniu się poczucia winy. W tych metodach wychowawczych często nie ma troski o dalszy rozwój dziecka, kształtowania jego mądrości, dojrzałości. Możemy poddawać je tzw. dyscyplinie, karom, nagrodom – czy to rozwinie ich myślenie, refleksyjność? Nie sądzę. Może będzie wiedziało co robić a czego nie robić. Będzie to jednak imperatyw nabyty. Dorosły będzie autorytetem na fundamentach lęku i strachu, zamiast na fundamentach szacunku i miłości. Nadal wyzywamy swoje dzieci i je bijemy, choćby popychając. Śmiejemy się z tego, że są chude, grube, niskie, wysokie.


Być może trudno to zrozumieć, ale nie ma absolutnie żadnego powodu by bić,
poniżać,
obrażać swoje dziecko,
inne dzieci;
nawet w żartach.
Nie ma takiego powodu.

Jest natomiast wiele powodów i okazji, aby pytać dziecko o motywy, rozmawiać z nim o jego świecie, wartościach i emocjach. Jest wiele takich okoliczności, by korzystać z własnej wiedzy i doświadczenia w taki sposób, by przekazywać ją dzieciom. Bardzo, bardzo wielu rodziców nie wie, że ich dziecko się okalecza, że ich dziecko wymiotuje, że ma napisanych dziesiątki listów pożegnalnych (i tych w myślach i tych na papierze), że godzinami ogląda pornografię, że w młodym wieku pali marihuanę, papierosy.


Dzieci są mistrzami kamuflażu, nie mówią prawdy, wyglądają i uczą się dobrze.

Są bardzo grzeczni, czasem cisi, posłuszni, płaczliwi. Są inteligentni, mają dobry gust, sukcesy. Nienawidzą swoich ojców za to, jak traktują ich matki, nienawidzą swoich matek, że pozwalają na to, co robi ojciec. Młodzi ludzie angażowani są w sprawy swoich rodziców, młode dziewczyny są powierniczkami swoich matek, które mówią do nich o swoim małżeństwie. Synowie stają się ojcami, których brakuje. Matki wchodzą w rolę dziecka, pozwalając by dzieci nie tylko gotowały i sprzątały, ale też z własnego kieszonkowego płaciły za swoje wyjazdy albo za prąd w swoim pokoju. A z drugiej strony opłacamy dzieciom wiele zajęć dodatkowych. W poniedziałki chodzą na basen, bo mają krzywy kręgosłup, we wtorki na korepetycje, w środy czwartki i tak dalej. Bardzo dużo pieniędzy rodzice wydają na swoje dzieci, na ich sprzęt, ubrania i zajęcia dodatkowe. Jeśli jednak mają wydać na ich wyposażenie psychiczne i emocjonalne, to nie chcą. Mówią, że dają radę, że nie ma takiej potrzeby, że szkoda pieniędzy. Myślę, że mamy bardzo duży opór przed pomocą psychologiczną. Kojarzymy ją tylko z sytuacjami traumatycznymi albo chorobami psychicznymi. Mamy w sobie taki głos narcystyczny, omnipotentny, który mówi: nie, moje dziecko nie, ja też nie, dziękuję.

I nic się nie zmienia.


Z moich doświadczeń psychoterapeutycznych mogę powiedzieć, że jak dziecko rozpoczyna terapię, kontynuuje ją, to wiele wówczas zmienia się w całej rodzinie. Mam też takie doświadczenia, że rodzic z sesji na sesje przerywa terapię uzasadniając że nie działa. Dziecko nie ma możliwości podsumowania, rozstania się z terapeutą, osobą z którą spędził kilka miesięcy. Takie zachowania pokazują jakiś styl funkcjonowania rodziny, tj. tendencję do nagłych zmian, przerywania, braku szacunku dla relacji, szacunku dla własnego dziecka. A co to znaczy, że nie działa? Dziecko, tak jak i dorosły, potrzebuje czasami wielu sesji aby dać się poznać. Na początku w terapii jest poziom deklaratywny, laurkowy trochę. Pacjenci pokazują się z jak najlepszej strony. Jak mówimy o problemach, to powierzchownie. Gdy po kilku miesiącach taki nastolatek zaczyna mówić co tak naprawdę dzieje się w jego życiu, mówi coś, o czym nigdy na głos do nikogo nie powiedział, pojawiają się silne emocje. Zaczyna mówić, czuć, bać się ale też mieć nadzieję.

W Jego umyśle i emocjach pojawia się dosłownie burza.

Zaczyna mieć w końcu prawdziwy kontakt z tym, co wypierał, czego się bał, czego nie rozumiał. To wpływa na jego zachowanie. Jest najczęściej bardziej pobudzony, bardziej wrażliwy, podatny na zranienia, arogancki, agresywny. Może przeciwnie, bardziej zamknięty. Rodzice odbierają to jako pogorszenie zachowania i przerywają terapię. Zapisują dziecko do innego terapeuty i proces rozpoczynany jest od nowa. To pokazuje ich brak szacunku do więzi.

I jeszcze kwestia emocji. Każdy człowiek ma swoje emocje, myśli, przekonania, coś lubi, czegoś nie lubi. Uznawanie tego jest świadectwem szacunku. Dziecko, nastolatek również ma swój świat wewnętrzny. Różni się od dorosłego tym, że dużo bardziej nie rozumie siebie, życia, boi się dorosłości. Chcielibyśmy, aby nasze dzieci zachowywały się tak, jak my chcemy. To jest bardzo agresywne i nadużywające podejście. Przede wszystkim to jest po ludzku nie możliwe.

A jeśli tak jest, to mamy do czynienia z patologią.

Z jakiego powodu oceniamy, karzemy dzieci za ich emocje, stany różnego rodzaju, przekonania?
Z jakiego powodu odzieramy ich z własnej osobowości, z możliwości kształtowania swojej tożsamości?
Z jakiego powodu tak bardzo chcemy bronić swoich racji uznając je za jedyne słuszne?
Z jakiego powodu traktujemy swoje dzieci, jakbyśmy mieli mieć je na własność?
I z jakiego powodu mamy taką w sobie agresję do nich, że uważamy co będzie dla nich lepsze?

Myślę, że brakuje nam podstawowej kompetencji, mianowicie ciekawości. Ciekawości tego kim jestem, dokąd zmierzam, jakie mam wartości a co za tym? Ciekawości kim jest, dokąd zmierza i jakie wartości ma nasze dziecko.

Trudno udzielić jednoznacznych odpowiedzi na nurtujące nas pytania, trudno o odpowiedni komentarz w odpowiedzi na wątpliwości, rozterki, dylematy. Często myślimy, że to co uważamy za dobre dla swojego dziecka jest i dla niego dobre. Wcale tak nie musi być. Mamy jakiś wyobrażony jego obraz i zgodnie ze swoją wizją i przekonaniami chcemy kreować dziecko po swojemu.

Pytajmy, bądźmy ciekawi świata dziecka – i tego zewnętrznego i wewnętrznego. Ostrożnie wypowiadajmy swoje zdania. Konfrontujmy ale nie oceniajmy, nie porównujmy zbyt często. Próbujmy uczyć się tego, że dziecko ma swoją inteligencję, potrzeby, wartości, przekonania. Bądźmy łagodni dla dzieci. Uczmy się powstrzymywać swoje impulsy, frustrację, które często kończą się tym, że obrywa dziecko. Dzieciom i młodzieży jest trudniej, w każdym pokoleniu. Pomagajmy im się rozwijać i stawać mądrymi dorosłymi. Zostawiajmy świat choć trochę lepszym, jak go zastajemy.


Autor: Justyna Rutkowska