OSWOIĆ ŚMIERĆ – 30.10.2017. POLITYKA
Kwiecień 8, 2019
DOBRY CZAS DLA SIEBIE, 2020
Czerwiec 15, 2019

ŻEGNAM SIĘ Z TOBĄ – XI 2018. CHARAKTERY

ŹRÓDŁO:

https://charaktery.eu/artykul/zegnam-sie-z-toba

  • TEKST: Justyna Rutkowska
  • REDAKCJA: Dorota Krzemionka

Justyna Rutkowska jest psychologiem, psychoterapeutą i psychoonkologiem, a także trenerem pracowników ochrony zdrowia. Przez kilkanaście lat pracowała jako psycholog w hospicjum w Tychach. Obecnie kieruje założonym przez siebie Instytutem Psychoterapii i Zdrowia Verso.


Zmarłe dzieci długo umierają w sercach rodziców. Choć czas upływa, oni szukają wszystkiego, co przypomina im dziecko, bo dzięki temu mogą je jeszcze choć chwilę mieć przy sobie.

Kilka lat temu po wypadku w moim mieście, w którym zginęła dwójka dzieci, usłyszałam: życie tej matki się skończyło. Młoda dziewczyna opowiadała mi, jak jej szef zareagował, gdy dowiedział się, że umarło jej dziecko. Powiedział, że przesadza z tym cyrkiem, ma posprzątać klocki w pokoju dziecka i nie wzbudzać w innych litości. Rozmawiałam też ze starszą kobietą, która poroniła siedem razy, a kolejnych dwoje dzieci nie przeżyło: jedno zmarło po porodzie, drugie urodziło się martwe. Gdy je rodziła, mąż czekał na korytarzu. Przyszedł lekarz i powiedział: Gratuluję panu, żona urodziła martwe dziecko, dała radę! Rozmawiałam z matkami, których dzieci zginęły w górach, realizując swoje młodzieńcze pasje, albo w wypadkach samochodowych, popełniły samobójstwo, umierały na raka. Ból zawsze był wszechogarniający, nieporównywalny do żadnego innego.

Zamrożeni w szoku

Na początku jest szok. Następuje eksplozja emocji dotąd nieznanych, myśli, które trudno wypowiedzieć. Ból odczuwany jest każdą częścią ciała. Czasem rodzice zastygają, zamykają się na wszelkie bodźce, czasem miotają się w szaleńczych ruchach, a głos, który wydają, przypomina skowyt. Jakby właśnie umierali. Nie czują głodu, nie śpią. Z czasem pojawiają się przewlekłe bóle, ciało rozpada się – dosłownie i w przenośni.

Umysł zalewa tak wiele silnych bodźców, że nie sposób ich zrozumieć – pisze psychoanalityczka Caroline Garland w książce Czym jest trauma. Dotychczasowe sposoby radzenia sobie z życiem zawodzą. Odżywają pierwotne lęki. Załamuje się wiara w przewidywalność i podstawową dobroć świata; ktoś pozwolił, by wydarzyło się coś tak strasznego. Moja koleżanka, która poroniła, mówi, że dopóki można działać, daje się wytrzymać. Kiedy już nie można nic, zaczyna być bardzo źle.

Niektórzy zaprzeczają, nie wierzą w śmierć dziecka i wciąż czekają na jego powrót. U wielu pojawia się niedowierzanie, rozpacz, niemoc. Po eskalacji uczuć następuje wycofanie. Rodzice mówią: jestem zamrożony, nic nie czuję. Mogą przetrwać ten czas właśnie dlatego, że nie są w stanie czuć.

Matka czy ojciec nie są wtedy w kontakcie ani z samym sobą, ani z nikim. Każde z osobna coraz bardziej czuje pustkę, swoją pustkę. Ale nie mogą sobie pomóc nawzajem – ból jest tak silny, że odgradza, nawet od najbliższych. Gdyby choć jedna osoba czuła to samo, mogła z nimi dzielić ból, byłoby im lżej.

Utopisz go we łzach

Rodzice w żałobie po stracie dziecka słyszą często: weź się w garść, dasz radę; nie ty jeden; inni mają gorzej; urodzisz kolejne dziecko; czas goi rany; trzymaj się; zajmij się czymś; nie myśl o tym. Jednej z moich pacjentek ktoś powiedział: nie płacz tyle, bo go utopisz w tych łzach. Smutek rodzica bywa ignorowany, bagatelizowany albo atakowany. To blokuje przeżywanie emocji, które mają prawo się pojawić, by rodzic od początku do końca przeżył żałobę. Zarazem pokazuje, jak trudno innym, nawet bliskim ludziom być w tej sytuacji.

W niektórych rodzinach obwiązuje moralność oparta na przekonaniu, że żałoba a także inne formy troski o siebie są egoistycznym, godnym pogardy użalaniem się nas sobą – pisze psychoterapeutka Nancy McWilliams. Budzi to w rodzicu dodatkowo poczucie winy i potrzebę ukrywania swoich emocji. Napięcie narasta i przeradza się w złość. Osoby w żałobie często mają poczucie, że jeśli ujawnią swój smutek – rozpadną się, stanie się coś nieprzewidywalnego.

Umarłam razem z nim

Zmarłe dzieci długo umierają w sercach swoich rodziców. Dla matki czy ojca czas jakby się zatrzymał. Bywa, że fantazjują i opowiadają o dziecku w czasie teraźniejszym. Choć mijają miesiące, lata, szukają czegoś, co przypomina dziecko – dzięki temu mogą je choć chwilę mieć przy sobie. Wciąż jest w nich tak wiele miłości, którą próbują w kimś pomieścić. Przyjęcie nieuchronności śmierci dziecka byłoby uznaniem: Umarłeś. Żegnam się z Tobą. Na to matka czy ojciec wciąż nie są gotowi.

Zygmunt Freud w książce „Żałoba i melancholia” pisze: „Jeśli z powodu śmierci tracimy bliską osobę, której obraz został zinternalizowany, czujemy (…), jakby umarła część naszego Ja”. Rodzice zmarłych dzieci mówią: ja też umarłam razem z nim, coś we mnie umarło. Jeżeli skupią się na przywracaniu obecności utraconego dziecka, zamiast pozwolić mu odejść, mogą zacząć zadawać sobie pytanie, który z ich grzechów czy niedopatrzeń im je odebrał. Oskarżają samych siebie, że byli nie dość dobrymi rodzicami, wyrzucają sobie: „za mało czasu spędzałem z dzieckiem”, „podnosiłam głos”, „zapomniałem o jego koncercie”, „nie przytulałam jej”. Nieświadomie wierzą, że jeśli dojdą, co zrobili źle, uda im się odzyskać dziecko.

Niemal wszyscy pogrążają się w poczuciu winy

W okresie mojej pracy w hospicjum rozmawiałam o śmierci i umieraniu z psychoterapeutką i moją superwizorką Igą Kiniorską. Usłyszałam od Niej zdanie, które wydaje się być kluczem, by przestać obwiniać siebie za śmierć swojego dziecka: Z dzisiejszej perspektywy wiesz, że można było zapobiec. Ale do dnia śmierci wiedziałaś to, co wiedziałaś. Gdybyś wiedziała to, co dzisiaj, z pewnością próbowałabyś robić coś więcej, ale nie wiedziałaś, nie mogłaś, skoro tak się stało. Tak naprawdę nigdy się nie dowiemy, czy cokolwiek odwróciłoby bieg zdarzeń. Poczucie winy bywa reakcją na fantazję, że mogło być inaczej.

W okresie żałoby w poczuciu winy pogrążają się prawie wszyscy. Może to wynikać z iluzji, że mamy wpływ na wszystko, co dzieje się w naszym życiu, a śmierć bliskiej osoby temu zaprzecza, konfrontuje nas z własną skończonością. Rodzicom objawia się bezlitosna prawda, że nic ich przed śmiercią nie uchroni, tak jak oni nie byli w stanie uchronić swojego dziecka.

Nie zapominam, ale nie trzymam

Najgorzej jest nie na początku. Wtedy rodzina i znajomi są blisko, jest wiele spraw do załatwienia. Z czasem coraz mniej osób pamięta, a rodzic coraz bardziej odczuwa brak dziecka. Jak przeżyć pierwsze święta bez dziecka, dzień jego urodzin, Dzień Dziecka? Do głosu dochodzi tęsknota za tym, co było i za tym, czego już nie będzie. Wtedy jest najgorzej.

Potrzebny jest czas, by myśli i emocje mogły się ujawnić, rozpalić i wypalić. A co, jeśli rodzic wciąż wraca do punktu wyjścia? W psychologii mówimy o zablokowaniu, przerwaniu albo odraczaniu procesu żałoby. Kiedy ból jest tak duży, że nie sposób go doświadczać, pojawia się blokada. Rodzice nazywają to „zamrożeniem”: odcinają się od tego, co się stało, wpadają w wir zajęć, wykonywanych często automatycznie, obsesyjnie. Przerywają żałobę, gdy nie chcą już dalej cierpieć, gdy lękają się, że nigdy nie odzyskają spokoju i równowagi. Odraczają zaś żałobę, kiedy nie ma przestrzeni na jej przeżywanie, bo najbliżsi nie dają przyzwolenia na trudne emocje, albo rodzic zdany jest wyłącznie na siebie.

Niektórzy rodzice potrzebują trwać w cierpieniu.  Trzymają się go kurczowo, bo dzięki temu mogą się nie zajmować swoim życiem. Boją się pozwolić zmarłemu dziecku odejść, bo nie wyobrażają sobie, że bez niego zdołają żyć.

Psychoterapeuta Irvin Yalom w książce Kat miłości przywołuje rozmowę z pacjentką, która przed czterema laty straciła córkę, ale wciąż nie zaakceptowała jej śmierci:

Nie potrafię o niej zapomnieć – powiedziała – Nie można nagle wszystkiego odciąć. – Pozwolić jej odejść, to nie to samo, co zapomnieć, nikt nie każe ci niczego odcinać. – odpowiedział Yalom – Co innego nie zapominać, a co innego trzymać się kurczowo widma przeszłości i nie pozwolić mu odejść ze świata, do którego już nie należy.

Rodzice boją się, że porzucą psychicznie swoje zmarłe dziecko, jeśli przestaną cierpieć i przyzwolą sobie na dobre samopoczucie, uśmiech i zabawę. Jak powiedziała jedna z matek: „Nie możemy być szczęśliwi, bo to niegodziwe wobec pamięci dziecka”.

Proces żałoby kończy się, gdy rodzic przeżyje stratę krok po kroku, od niedowierzania i szoku, przez szukanie sensu, depresję, smutek, konfrontację z lękiem, aż do pogodzenia się z nieuchronnością tej śmierci. Aby to się wydarzyło, potrzebna jest przestrzeń i czas, by dopuścić do siebie uczucia; wyrazić wszelkie nadzieje, fantazje, plany, tęsknotę, bezradność, gniew. W pewnym momencie trzeba przekroczyć obsesyjną skłonność do płaczu, cierpienia, uruchamiania w sobie wyrzutów sumienia. Pora odciążyć zmarłe dziecko, by nie musiało już podtrzymywać życia swym rodzicom. Pamiętać o nim, zachować miłość do niego i kochając go, pozwolić mu odejść.